niedziela, 25 listopada 2012

dwudziesta pierwsza owieczka.

- Louis do jasnej cholery, czy ty chodź raz możesz coś zrobić bez wygłupów? Zalałeś moje ulubione bokserki!- zrozpaczony Liam machał rękami próbując wysuszyć bieliznę z mleka.
- Masz szczęście że nie było gorące. Wtedy Lauren już w ogóle nie miałaby z ciebie pożytku. - Louis zadowolony zbierał pozostałości po płatkach ze stolika, jednak patrząc na zdenerwowaną minę Liama uśmieszek z jego ust zniknął. - To nie moja wina, gdyby Vivian przyszła już z tym chlebem nie musiałbym jeść tych cholernych płatków- wywrócił oczami.
- Właśnie, długo jej już nie ma - odezwał się Malik - Zadzwonię do niej, może kogoś spotkała i się zagadała. Bo przecież jak zaraz nie przyjdzie to Lou podtopi nas tymi płatkami. - mulat wybrał numer dzwoniąc.
- A przestań, po prostu nie mam dziś weny na jedzenie płatków. - machał rękami mówiąc do Zayna, który rozmawiał już przez telefon wcale nie słuchając co się do niego mówi. - Rozumiem, Vivian i wgl ale nie rań mnie i chociaż raz
posłuchaj. - nafuczył sie ale słysząc co mówi Zayn spoważniał.
- Vivian miała wypadek.


Zacisnął mocno rękę na klamce ciągle pośpieszając prowadzącego Liama samochód, by jechał szybciej, gdy ten i tak już dawno przekroczył dopuszczalną prędkość. Nie mógł znieść myśli, że mogłoby jej się coś stać.Łudził sie, że to pomyłka i Vivian czeka na niego w domu, dziwiąc się, że nikogo nie ma, bo przecież przyniosła ten cholerny chleb. Przecież dopiero co powiedział jej, że ją kocha. Ona czuła to samo. To nie mogło sie tak skończyć.
Gdy tylko czarne Audi sie zatrzymało mulat wyskoczył z auta chcąc jak najszybciej wyjaśnić to całe zamieszanie. Tuz za nim szła reszta zespołu wraz z Lauren i Lily, którzy usilnie próbowali dogonić pędzącego Malika. Gdy chłopak wpadł do szpitala dorwał jakaś pielęgniarkę i uzyskując informację szybko udał się do wskazanej sali. Lecz nie wszedł od razu. Zatrzymał się biorąc głęboki wdech.
- Jeśli ona faktycznie tam jest, musisz być silny stary. Pokazać jej że się nie boisz i że dacie, damy rade. - Louis stanął za Zaynem klepiąc go po plecach.
- Ale kiedy ja się boje. Nigdy w życiu się tak nie bałem. Przecież niedawno ją odzyskałem, nie chce jej stracić. - pochylił się przeczesując ręka włosy.
- Jestem tu, wszyscy jesteśmy. Idź do niej.
Stał tak pod salą nr 13 i z ręką na klamce ciężko oddychał, gdy w końcu postanowił ja nacisnąć. Za białymi drzwiami zobaczył drobną, poobijaną dziewczynę podłączoną do różnych urządzeń, które na okrągło pikały. Podszedł bliżej i dopiero teraz zobaczył rękę w gipsie i usztywnioną szyję. Poczuł na policzkach łzy i szybko je otarł, bo przecież miał być silny.
Usiadł na krześle, tuż obok łóżka Viv i jeszcze bardziej się rozpłakał.
- Cześć skarbie - powitał ją głaskając ją lekko po rękę, jakby bał się, że jeszcze bardziej ja uszkodzi. - Przepraszam. Tak strasznie cię przepraszam. - skulił się tłumiąc szloch. - Nie możesz odejść. Nie możesz mnie tu zostawić, słyszysz? Nie pozwolę ci. Obiecałaś mi że zawsze ze mną będziesz, pamiętasz? Musisz dotrzymać obietnicy. Przecież cie kocham - teraz wybuchł płaczem zanosząc się szlochem i co chwile wycierając łzy. Nienawidził siebie. To przez niego, ten chleb, to że to ona wtedy była na tym cholernym przejściu, a powinien to być on. Nienawidził że jest taki słaby. Teraz musi zrobić wszystko, by czuła, że jest przy niej. Ucałował jej szczupłą dłoń przykładając ją sobie do załzawionego policzka. Gdy się w końcu trochę uspokoił wziął głęboko powietrze do płuc i znowu zaczął do niej mówić.
- Wiem że mnie nie zostawisz. Ufam ci jak nikomu innemu, nie możesz mnie zawieść. Pamiętaj że bardzo cię kocham. Nigdy o tym nie zapominaj. ' I need you boo, I gotta see you boo... ' - zaczął nucić ich ulubioną piosenkę lekko się kołysząc. Przecież musiało być dobrze. Nie po to było tak pod górkę, żeby teraz wszystko się zepsuło. Wierzył w to i miał nadzieje, że jego ukochana też wierzy, w siebie i w ich miłość.

Latam z tymi blogami z onetu tutaj i sama nie wiem gdzie mi gorzej :c przepraszam. 
@AwwwMalik. 

dwudziesta owieczka.

W klubie " 68 " jak zwykle tłoczno. Masa ludzi tańczyła, równie dużo osób siedziało i piło i ona również. Siedziała sącząc drink za drinkiem.
- No no no - mężczyzna zagwizdał widząc rudą siedzącą przy barze siadając na krześle obok. - Widzę, że jesteś sama - zauważył zamawiając 2 drinki i jeden z nich podsuwając po jej nos.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy przechodzili na " ty " - prychnęła nawet nie zaszczycając go wzrokiem.
- Taka ładna, a taka pyskata - przysunął krzesło bliżej wziąwszy ją za rękę. - Ale to nawet lepiej - zaśmiał się pokazując uzębienie, na które ruda samowolnie się skrzywiła.
- Puszczaj - syknęła, kiedy ten mocniej zacisną swoją rękę na jej nadgarstku.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy przechodzili na " ty " - zadrwił przyciągając ją bliżej do siebie, na co Lily się szarpnęła.
- Zostaw mnie! - niemal pisnęła po czym szarpnęła się jeszcze bardziej i w tej chwili ktoś stanął przed nią. Ale nie widziała jego twarzy.
- Powiedziała coś - chłopak powiedział donośnym i zdecydowanym głosem.
- A ty to kto? Ona nie potrzebuje adwokata.
- Zaraz ty będziesz potrzebował - blondynek podwinął rękawy koszuli - Wyjdziesz sam czy mam ci pomóc? - w odpowiedzi jednak usłyszał tylko śmiesz i pisk Lily kiedy facet próbował go uderzyć. I trafił. Walnął go prosto w nos, aż Niall zatoczył się do tyłu. Przystawiając rękę do nosa zauważył krew i teraz był niemal przekonany, że nikt mu nie przeszkodzi by dowalić temu oblechowi Skoczył na faceta z pięściami zwalając go z krzesła i mocno przyciskając do ziemi obkładając go ciosami gdzie popadnie. Ale facet nie dawał za wygraną. Jedna ręką udało mu się zablokować cios po czym przekręcił Nialla tak, że teraz on leżał pod nim. Mimo próśb Lily jednak nie przestał. Jakim prawem mógł się tak do niej odezwać? Nie mógł na to pozwolić, musiał coś z tym zrobić. Nie wiadomo skąd jakiś facet rzucił się na Nialla pomagając tym samym temu drugiemu. Lily nie wahała się ani chwili. Szybkim ruchem skoczyła na mężczyznę powalając go na ziemię i obijając mu porządnie krocze. Ten tylko leżał i jęczał z bólu, kiedy Lily go tłukła.
Kiedy w końcu ochrona oderwała rudą i blondynka od mężczyzn poobijani i cali we krwi udali się razem z policją na komisariat.

Nadmierne tłumaczenia, że to nie ich wina nie pomagały. Niall w tej sytuacji mógł tylko zadzwonić do Louisa i poprosić go o pomoc. Nie zrobiłby tego, ze względu na sytuację między nimi ale tu nie chodziło tylko o jego. Wplątał w to Lily, a nie może pozwolić, żeby jeszcze ona ucierpiała.
- Słuchaj, strasznie cie przepraszam... To moja wina że jesteśmy tu gdzie jesteśmy - rozejrzał się po dość ciasnej celi kątem oka spoglądając na dziewczynę, która w tym momencie uśmiechnęła się i wtuliła w jego ramie.
- Dzięki Niall. Gdyby nie ty nie wiem co by się stało. - położyła głowę na jego ramieniu biorąc go za rękę.
- Nie uważasz że to dziwne?
- Ale że co?
- Że musieliśmy znaleźć się aż w pace, żeby zrozumieć, że wcale się nienawidzimy?
- Cóż, może trochę. Ale to ja, przyzwyczaj się. - obdarowała go znowu uśmiechem upajając się jego perfumami. Już wtedy wiedziała, że ten zapach będzie jej ulubionym.

Dzień jak co dzień. Poranek przy osobie którą kocham, wspólne śniadanie z oszołomami, z którymi dziele dom i jak zwykle moja kolej na pójście do sklepu.
Zaczęło się od tego, że Niall zjadł ostatnią kromkę białego chleba, a że szlachetni mości panowie ( czytaj : Lou i Zayn ) nie jedzą chleba ciemnego biedna Vivian musiała iść. To nie moja wina, że nie jestem dobra w kamień, papier, nożyce. Cóż, spełnieniem marzeń to to nie było ale mus to mus. Będąc w sklepie kupiłam to co zamierzałam kupić. Zapakowałam zakupy i wyszłam ze sklepu chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Gdy przechodziłam przez przejście dla pieszych poczułam silny ból w całym ciele. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co było powodem mojego, jak sądziłam omdlenia.


@AwwwMalik .