wtorek, 8 maja 2012

czwarta owieczka.

- Dobra, dobra - niecierpliwiła się Lauren. - Gadaj, no już, jaki on jest! 
- Bardzo zabawny, mega przystojny i kochany. Popatrz. - pokazałam jej zdjęcia, które zrobiliśmy sobie na ostatnim wyjeździe. 
- O Boże! Moja astma!
- Lauri, przecież ty nie masz astmy. - zmierzyłam ją wzrokiem robiąc kwaśną minę.
- Oh, no wiem. - piszczała. - I co, będziesz z nim? No bo wiesz, jak coś to masz moje błogosławieństwo. - zrobiła znak krzyża w powietrzu śmiejąc się. 
- Dziękuję łaskawco. Lubie go i podoba mi się ale nie wiem czy no wiesz, czuje do niego coś więcej. I czy on czuje coś do mnie. 
- Mhm, rozumiem. A teraz, chodźmy. - złapała mnie za rękę ciągnąc w strone kuchni. - Zrobisz mi pyszne kanapki, zgłodniałam. - zasiadła dumnie przy kuchennym stole wyjadając mi przy tym granulowaną herbatę. No tak, cała Lauren. U mnie w domu czuła sie jak u siebie. Ba, nawet lepiej. 
- No wiesz co. - prychnęłam i zabrałam się za robienie kanapek. 
- Widzę że świetnie ci idzie - uśmiechnęła się do mnie. - To jeszcze pomidorka poproszę.
- Lauren, przeginasz. - wymamrotałam przez zęby wyciągając z lodówki pomidora. Wzięłam nóż i deskę i zabrałam się za krojenie. Pomidor okazał się tak śliski że spadł mi na podłogę. Dobra, to jeszcze raz. Udało się, z tym że niezbyt równo. 
- Viv, ty sieroto! Jak ty kroisz te pomidory ? - do kuchni wkroczyła mama załamując ręce. 
Zanim się spojrzałam Lauren już leżała na podłodze nie mogąc złapać oddechu. 
- Dzięki mamo! - krzyknęłam. Miałam się wkurzyć, ale widząc jak zwija się ze śmiechu zaczęłam robić to samo - śmiać się. Z pewnością musiało to wyglądać kosmicznie. Po skończeniu kanapek skonsumowałyśmy je i postanowiłyśmy wybrać się na sesję. Przebrane, uczesane i pomalowane ruszyłyśmy ulicami Londynu. Było lato, słońce świeciło niemiłosiernie i założę się że było ponad 30 stopni na plusie. Leżałyśmy leniwie w parku pod drzewem wspominając stare dzieje. 

- A pamiętasz... ? 
- No pewnie, haha - roześmiała się brunetka nie dając mi dokończyć. Nie byłam pewna czy śmiejemy się z tego samego, ale śmiałam się razem z nią. Wstając z trawy wzięłam Januszka ( mój aparat ) z torby i pstrykałam zdjęcia Lauren. Na początku robiłyśmy sobie jaja, dużo śmiechu i mnóstwo głupich min. Później ustawiłam Lauren, ona zaś przybrała pozę niczym profesjonalistka i pykałam jej zdjęcia. Słońce idealnie się z nami zgrywało i zdjęcia wychodziły naprawdę świetne. Zmiana pozy i kolejna i jeszcze jedna. 
- Viv, nie wiem jak ty, ale ja już nie dam rady. Gorąco mi! 
- Nie marudź, jeszcze chwilka. 
- Dobra! Ale wisisz mi bardzo duże lody. - spojrzała na mnie sprawiając wrażenie jakby myślała. - No i plus pyszne ciasto czekoladowe. 
- Jak to? - wystawiłam głowę zza aparatu. - To nie jesteś na diecie? 
- A tam, zamknij się. - i ponownie ustawiła się w inną pozę. 
Pomimo, że Lauren sie " odchudzała " nie trwało to dłużej nić 15 minut. Nie była ona gruba, była normalna i szalenie atrakcyjna. 

Po skończonych zdjęciach zawsze siadałyśmy na murku koło fontanny z wielkimi lodami i oglądałyśmy efekty mojej pracy. I tak było tym razem. 
- O, to jest fajne. Masz tu boskie oczy. 
- Tak, całkiem. I tak to jest najlepsze! - przewijała zdjęcia, aż znalazła nasze wspólne, na którym to nasze miny przyprawiały mnie o napad smiechu. 
- Tak, mi też się podoba. - usłyszałam za sobą męski znajomy głos.
- Zayn? - odwróciłam się.
- Tak, Vivian? - uśmiechnął się.
- Fajnie, fajnie a ja Lauren! - brunetka odwróciła sie i przywitała serdecznie chłopaka całusem w policzek, na co od razu dostała dyskretnego kopniaka w nogę. Jednak nie był on taki dyskretny, gdyż Zayn widząc go uśmiechał się zadziornie. 
- Witam. Jestem Zayn. - wziął jej rękę i delikatnie ucałował. A mnie aż cholera brała! Że mnie tak nie przywitał. Nic dziwnego, ty uraczyłaś go w sklepie, robiąc z siebie totalną idiotkę nieumiejącą robić w spokoju zakupów.- skarciłam się w myślach. 
- Od dawna tak tu za nami siedzisz? - zpaytałam przerywając jednocześnie ich " miłe " przywitanie. 
- Nie, przechodziłem tędy, a że cię zobaczyłem w tak miłym towarzystwie - uśmiech zwrócił na Lauren.- Postanowiłem się przywitać - kontynuował. O nie! Czy on próbował z nią flirtować? No tego było za wiele! A ta się jeszcze uśmiechała jak ta słodka idiotka.
- Ah, tak. To fajnie. 
- Wiem! - krzyknęła Lauri. Po jej minie wiedziałam że to nie będzie nic dobrego. - Po prostu zrobię wam zdjęcie! - odeszła kawałek łapiąc za aparat. 
- No nie. Lauren, daj spokój no. - protestowałam.
- Ależ świetny pomysł! - powiedział chłopak z entuzjazmem obejmując mnie w pasie. - Daj spokój, może cię nie zjem. 
- Hm, może? - zerknęłam na niego zatapiając się w intensywnej barwie jego oczu. 
- Dobra! Koniec czułości gołąbeczki. Zapozujcie! - krzyknęła Lauren przystawiając aparat do siebie. 
- To co robimy? 
- A co proponujesz? 
- No nie wiem, chyba jesteś w tym lepsza, co nie? 
- Tak, tyle że ja powinnam stać o tam. - wskazałam w strone Lauren. - No to improwizujmy. 
- Mam plan! - brunet wstał z murku pociągając mnie za sobą. Postawił mnie przed siebie obejmując mnie i przystawiając głowę do mojej. 
- Dobra, to jest ten twój plan? 
- Może. No to proszę, wymyśl coś geniuszu. 
- Dobra, ale musisz się schylić. - chłopak na moją prośbę się schylił, a ja szybkim ruchem wskoczyłam mu na barana. Objęłam rękami jego szyje czując woń jego perfum. Zwróciłam wzrok w stronę Lauren i dałam jej znak że jesteśmy gotowi. Uśmiechnęłam się bawiąc się przy tym włosami Zayn'a. Ten gdy tylko to poczuł zaczął biegać i udawać samolot, wychylając mnie i podrzucając w różne strony. Ja się tylko darłam i mocno trzymałam. 
- Zayn!.. - cisza, dalej biegał. - Puszczaj! - znowu cisza i kolejne wygibasy. - Bo zacznę śpiewać! 
- Dobra, wygrałaś. - podniósł ręce do góry puszczając mnie. Ja bezwładnie opadłam na ziemie od razu wybuchając śmiechem. 
- No to teraz stary wisisz mi porządny masaż tyłka. - rozmasowywałam pośladki kładąc się na trawie i przymykając oczy.
- Nie ma sprawy, da się zrobić. - z zadziornym uśmieszkiem położył się obok mnie. - Hm, albo twoja przyjaciółka zniknęła, albo mam haluny. 
- Nie, nie masz halun. Pewnie poszła do domu, albo coś. A co, spodobała ci się? 
- Mhm. - mruknął. - Całkiem w porządku, tak myślę. I bardzo ładna. 
- Tak to prawda. Ale niestety, ma już kogoś. - Co? Co ja gadam? Boże Viv, totalnie ci odwala. 
- Ale chyba nie w moim typie. - dokończył, a ja odetchnęłam z ulgą.

Znam Zayn'a jakoś miesiąc, a jestem do niego tak przywiązana jakbyśmy znali się co najmniej rok. Przywiązana, czy może zakochana? Nie, nie wykluczone! A może.. ? 
- To jakie dziewczyny są w twoim typie? - wypaliłam z grubej. Tak Vivian, może jeszcze zapytasz czy ty jesteś w jego typie? 
- Myślę, że określonego typu nie mam. Po prostu musi mi się podobać pod względem charakteru, jak i wyglądu. 
- No tak, logiczne. - zaśmiałam się. - To co, idziemy do mnie ? 
- Okej, chętnie. A będzie twoja mama? 
- Nie, niestety. Jest w pracy. 
- To nigdzie nie idę. - wystawił mi język na powrót zamykając oczy. 
- Chłopaku ranisz! Chcesz powiedzieć, że spotykasz się ze mną by być blisko mojej mamy? 
- No pewnie, a co myślałaś? 
Z obrażoną miną złożyłam ręcę na piersi i zaczęłam iść w stronę domu. Zayn polubił moją mame, i nawzajem. Ten moment, kiedy własna rodzicielka ośmiesza cię na oczach twojego kumpla pokazując mu twoje zdjęcia z dzieciństwa, kiedy to byłaś gruba jak beczka i latałaś z gołą dupą. Czujesz to? A Zayn tylko siedzi i co 5 minut ląduje na podłodze z nowym zdjęciem. Bomba! 
- Viv, kochanie! - usłyszałam za sobą rozbawiony głos i mimowolnie się uśmiechnęłam. - Ona nic dla mnie nie znaczy! Jesteś moim światem! Oh wybacz mi! - objął mnie od tyłu spoglądając na mnie. - Bo zacznę cię całować! 
- O, tak się bawimy? W takim razie ja zacznę śpiewać! 
- Eh, to takie niesprawiedliwe. - udawał że płacze. 
- No dobra, nie rycz już, no chodź. - objęłam go jedną ręką i powędrowaliśmy do mojego domu. 





- Dylannnnnnnnnnnnnnnnnnnnn! Tak! - usłyszałam wchodząc do domu żeński głos. Spojrzałam na Zayn'a a on na mnie.
- Dylan? - powiedziałam głośniej. - Jesteś ? 
Wchodząc do salonu doznałam szoku i gdyby nie Zayn, to leżałabym na podłodze.
- Powiedźcie że to nie prawda, i że właśnie się nie pierdoliliście. 
- O, hej Viviuś. - Lily podeszła do mnie zakładając spodnie i cmokając mnie w policzek. - Nie złość się. Tak wyszło. Nie zdążyliśmy do pokoju. - roześmiała się. 
- Że słucham!? Lily, co ty w ogóle tutaj robisz? 
- Samotność moja droga, samotność. Lauren nie odbiera telefonu, jak zwykle zresztą. Ciebie nie było a z Dylanem zawsze sie dogadywałam. Nic wielkiego. Poza tym wiesz że Elena nie jest ze Stefkiem? ( chodziło tutaj o Pamiętniki Wampirów :D ) Chamstwo nie? No, to lecę. - ucałowała mnie i wyszła.
- O zgrozo! Gdzie ten gówniarz? No przecież go zabije jak go spotkam. - już miałam iść na górę, gdy zatrzymała mnie ręka chłopaka. 
- Spokojnie. Lily to duża dziewczynka, Dylan tym bardziej. To ich życie. Może akurat coś im z tego wyjdzie? Poczekaj, co? A teraz chodź, jestem głodny. 
Poszliśmy do kuchni i robiliśmy jedzenie. Martwiłam się tą sytuacją. W końcu to był mój brat i moja przyjaciółka. Starałam się o tym nie myśleć, przynajmniej nie w tej chwili. Po skończeniu zasiedliśmy przed telewizorem z kurczakiem, colą i chipsami. - Kocham kurczaka. - powiedzieliśmy jednocześnie z buzia pełną jedzenia wybuchając śmiechem. 
Latałam po programach szukając coś sensownego, lecz nic takiego nie znalazłam. W pewnym momencie natknęłam się na powtórki z X- Factor. Włączyłam program. 
- Patrz, zawalisty jest! 
- Tak. Świetnie śpiewa. - powiedział obojętnie. 
- I tak jesteś lepszy.
- No co ty. Przy nim jestem zerem. 
Po tych słowach odłożyłam jedzenie na bok, odwróciłam się do niego twarzą i ujęłam w ręce jego twarz. 
- Dobra, uważaj, będę przemawiać. Tylko nie przerywaj. Posłuchaj. Nie będę cię naciskać ale.. nie, w sumie będę. Jesteś wspaniałym człowiekiem. Ufam ci, więc chce byś i ty zaufał mi, chociaż w tej jednej sprawie.
- Ale ja ci ufam. - wtrącił.
- Nie przerywaj, no. Umiesz śpiewać. Jesteś w tym dobry. Co prawda słyszałam tylko kawałek, ale to było coś wspaniałego. Jesteś do tego stworzony. Kiedy śpiewałeś, wtedy w samochodzie, mogłabym cię słuchać godzinami. Więc proszę cię, zaufaj mi i spróbuj. Masz niewyobrażalny talent i wykorzystaj go. Nic nie stracisz. Obiecaj mi, obiecaj że spróbujesz. Nie dla mnie, dla siebie. 
- Obiecuje..